Święta z terakoty

 

W Stanach Święta Bożego Narodzenia trwają jeden dzień – 25 grudnia. Żadnej Wigilii nikt tu nie świętuje, ani drugiego dnia. Tak tu jest, było i będzie. Polacy tylko obchodzą Wigilię. Zazwyczaj jest to dzień pracujący – z krótszymi godzinami, ale pracujący. I tak przeważnie mi się zdarzało. Ale w tym roku 24 grudnia wypadł w sobotę, 25 – w niedzielę, a 26 w poniedziałek. Dlatego w piątek w pracy dostaliśmy pół dnia wolnego – za tę sobotę, a potem wolny poniedziałek – chyba za tę niedzielę. Poczułam dzięki temu trochę, że jednak są Święta. Tym bardziej, że zdarzyło się chyba jakieś cudowne rozmnożenie na koncie w banku, bo jak na początku grudnia liczyłam, co trzeba będzie zapłacić do 20 grudnia, to mi wyszło, że 24 stan naszego konta wyniesie ZERO. A tu o dziwo coś się ostało…

I może dlatego, że nic nie planowaliśmy, bo ani nie było czasu ani pieniędzy na plany, to wyszło  świątecznie. Zakupy udało się zrobić w sobotę, w Wigilię. Ale na szczęście w polskich sklepach mają już tradycyjne potrawy gotowe – jak kapusta z grzybami, kutia, barszczyk, uszka itd.

Doliczyłam się na naszym wigilijnym stole w tym roku 13 potraw. To szczęśliwa trzynastka :) był żurek postny, grzybowa i barszcz z uszkami, była kutia i makaron z makiem, kapusta z grzybami, były trzy rodzaje śledzia, kompot z suszonych owoców, gołąbki z kaszą i grzybami i łosoś zamiast karpia. A na deser piernik i makowiec, którym już w wigilijny wieczór nie daliśmy rady ;) Szkoda tylko, że osoby, któr zaprosiliśmy na Wigilię z tego zaproszenia nie skorzystały. Ale za to wiem, co będziemy mieć na lunch gdzieś tak do środy ;)

A niedziela należała do “Miśków”. Zaczęło się od obiadu z tak zastawionym stołem:

I na stole było i coś dla mięsożerców i coś dla tych, co mięska nie ruszają ;) a jak już się nawpychaliśmy – bo wszystko takie dobre – obaliliśmy dwie butelki wina, nagadali, to pojechaliśmy do kina. I wieczór zakończył się z nowymi Gwiezdnymi Wojnami.

Ponieważ niedziela była fajna, to postanowiliśmy, że poniedziałek też będzie. Wreszcie był czas, żeby wybrać się do Field Museum i zobaczyć chińskich żołnierzy z terakoty. Już tylko do 8 stycznia tam postoją…No i pojechaliśmy z “Miśkami” :)

Do Chicago dojechało jakieś 6 sztuk żołnierzy, co w porównaniu z odkrytą w Chinach armią jest mało, ale warto. Bardzo dobrze jak to w Field zaaranżowana wystawa.

No i co z tego, że każdorazowo wizyta w Field Muzeum kończy się bólem nóg, bo człowiek tam robi niezłe mile na nogach. Ale zawsze warto. W dodatku pogoda w Chicago dziś wiosenna – 54F! Aż szkoda było nie wyjść z domu!

To na koniec jeszcze nasze wesołe foto. Bo fajnie było :)

miski

A teraz tyłek w fotel, nóżki na pufę i Tygodnik Powszechny do ręki. A! I jeszcze herbatka w kubku. Szczęśliwych Świąt! Wszystkim!

Zdjęcia/Photos: ©ewamalcher.com | All Rights Reserved

Leave a comment