Wieczór z Wimem Wendersem

Wydaje mi się, że to był 1995 rok, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam “Niebo nad Berlinem” Wima Wendersa (Der Himmel uber Berlin; Wings of Desire). Telewizja Polska nadawała wtedy cykl “100 filmów na 100-lecie kina“. Nagrywało się je na kasety VHS. “Niebo” zostało nagrane i zobaczone.
I zakochałam się w kinie Wima Wendersa. Jaki ten film był wtedy INNY! On już miał kilka lat, bo został nakręcony w 1987 roku. Oglądałam go “milion razy”. A sama kaseta wędrowała po ludziach, choć niechętnie pożyczałam. Tych kaset z filmami nagrałyśmy z Jolkiem chyba z setki… Do dziś można je znaleźć u rodziców w domu.
Ale Wenders… był i jest genialny. Wtedy ciężko było cokolwiek Wima Wendersa zobaczyć. “The Million Dollar Hotel” zobaczyłam w kinie, ale to był rok 2000. “Lisbon Story” po którym zakochałam się w Portugali kupiłam za ciężko uzbierane pieniądze na VHS z logo “Gutek Film”. “The End of Violence” chyba też nagrany z TV, podobnie jak starszy “American Friend”. Już w Stanach kupiłam sobie kilka DVD, w tym “Don’t Come Knocking”, no i nagrany wcześnie w PL na VHS, a teraz posiadany na DVD “Paris, Texas”.
Ponieważ Paryż w Teksasie na prawdę istnieje i nawet ku chci Wima Wendersa postawili tam mini wieżę Eiffela z kapeluszem kowbojskim Wima na wierzchołku, to zawsze miałam marzenie, że chcę tam dotrzeć. Teraz jest szansa, bo z Chicago jednak bliżej, niż z Tarnowskich Gór. Tylko musi się zdarzyć cud w postaci kilkuset $$$ na tę podróż.

fot.Ewa Malcher/ewamalcher.com

Tymczasem kilka dni temu w ręce mi wpadła gazetka z Gene Siskel Film Center w Chicago (grają ambitniejsze filmy i te starsze i nowe), a tam na pierwszej stronie Bruno Ganz w pozie z “Wings of Desire”). I okazało się, że grają ten film. W kinie!!! Bo właśnie odrestaurowano go cyfrowo i teraz jest jakości 4K. I po 23 latach od pierwszego spotkania z aniołami Wendersa, zasiadłam w kinie, zgasili światło i zobaczyłam ten film na dużym ekranie. Jakość robi wrażenie. Ale film nie stracił swojego klimatu. To odrestaurowanie zrobiono po mistrzowsku.
Patrzy się na ten Berlin, którego już nie ma, na anioły, na cały ten świat tam zaknięty… Problemy pozostały takie same. Życie, miłość, uczucia, pragnienia.
To jest niesamowity film. I niesamowity był ten wieczór w downtown. Tego dnia spadł śniego. Po projekcji, kiedy wyszliśmy z kina, ulice już trochę opustoszały. Było spokojnie.
To już inny świat i inne miejsce. Niewiele u mnie przetrwało z tego, co było w 1995 roku. Ale nadal jest Wim Wenders i “Niebo nad Berlinem”. Tym razem w kinie!

Leave a comment